Cześć! 
Wróciłam 5 października z prawie 3-tygodniowej podróży do Indii — pierwsze dwa tygodnie spędziłam w uroczym Somnath (Gujarat), gdzie zgłębiałam jyotiṣa u boku moich mentorów: Sanjaya Ratha, Branki Larsen i Željko Krgovića.  
Pozostały czas spędziłam w mniej uroczym Mumbaju — co okazało się dla mnie wielką lekcją cierpliwości, elastyczności, doceniania drobnych rzeczy i nabierania szerszej perspektywy. Ale o Mumbaju nie będę pisać — to była wycieczka niezwiązana z astrologią i to dosyć wymagająca. 
Co się wydarzyło w SomnathZakończył się ważny rozdział — ukończyłam pięcioletni kurs PJC i otrzymałam tytuł jyotisa-paṇḍita. Aby go uzyskać, napisałam pracę o horoskopie Donalda Trumpa, opierając się na technikach z Bṛhat Parāśara Horā Śāstra. W pracy opisałam jego dziadka (bo od niego wszystko się zaczęło), babcię, rodziców, rodzeństwo, relacje, dzieci, a także poświęciłam miejsce karierze i życiu zawodowemu. Studia były bardzo wymagające — czasem czuję, jakby to był mój drugi ‚doktorat’, ale przede wszystkim jestem wdzięczna za tę naukę i za wszystkich nauczycieli, którzy mnie wspierali  
Tytuł jyotisa-paṇḍita oznacza osobę, która przeszła gruntowne, długotrwałe szkolenie w ramach paramparā (linii nauczyciel–uczeń) i uzyskała formalne uprawnienia do stosowania, nauczania i przekazywania klasycznych technik tej tradycji. Czuję się uprawniona i odpowiedzialna, by stosować i uczyć te tradycyjne metody. To nie jest najwyższy ani jedyny możliwy tytuł — można np. specjalizować się w systemie Jaimini czy otrzymać tytuł Jyotisa Guru. (Przykładowo Visti Larsen ma te wszystkie trzy tytuły.) Dla mnie to duży krok, ale na ścieżce doskonałości w dżjotiszy to ciągle jeden z wielu kamieni milowych — nie finał. Czy tytuły mają aż takie znaczenie? Nie twierdzę, że jedyna słuszna droga to formalna edukacja. Można być genialnym w swojej dziedzinie będąc w 100% samoukiem i bardzo cenię osoby, którym się to udało. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że samodzielna ścieżka jest często trudniejsza: wymaga ogromnego nakładu pracy, dyscypliny i sporego talentu. Wielu słusznie podkreśla, że najważniejsze jest to, co potrafimy zrobić z wiedzą — nie sam papierek. Zgadzam się z tym, jednocześnie widzę też wartość w formalnym kształceniu: daje strukturę, kontekst i pewność, że pewne aspekty praktyki są przekazane odpowiedzialnie. Wiem, że mówienie o tytułach może czasem zabrzmieć górnolotnie — dla mnie to jednak przede wszystkim zobowiązanie. Jestem ogromnie wdzięczna moim mentorom i kolegom z kursu; to dzięki nim ten etap był możliwy. Moim celem nie jest chwalenie się, lecz odpowiedzialne dzielenie się wiedzą — tak, aby służyła innym. 
Długi proces nauki — co się za tym kryjeŁadne zdjęcia na Instagramie nie pokażą, że kryją się za nimi lata ciężkiej pracy, wyrzeczeń, momenty frustracji i łez. Było jednak też mnóstwo radości, wdzięczności, spotkań, dobrej energii i fascynacji. A jak to było w Indiach tym razem?Pobyt był trochę spokojniejszy niż niektóre poprzednie wyjazdy, ale obfitował w wiedzę i ciekawe techniki. Było wiele takich krótkich „aha!” — jedno zdanie, które nagle wszystko rozjaśnia. Było też sporo śmiechu i radości (oraz wiele indyjskich herbat (moja ulubiona to masala czaj), które ratują życie  ). Jedna z koleżanek, Ella, organizowała w przerwach szybkie wycieczki do świątyń — udałam się na jedną z nich i to było piękne doświadczenie. Nawet weszłam do świętej rzeki Triveni (choć zwykle unikam takich rzeczy ze względów bezpieczeństwa) — i to też zostało w pamięci. 
A co z moją przerwą?Na początku roku miałam ambitne plany: kursy, subskrypcję, webinary. Potem poleciałam do Japonii na ponad dwa miesiące i po powrocie… newsletter poszedł sobie na małe wakacje razem z planami. Może to faza jin (bo jang zawsze przechodzi w jin) — potrzebna pauza   W międzyczasie kończyłam pracę certyfikacyjną o Trumpie — dlatego tymczasowo zawiesiłam kursy i odczyty. Teraz chcę dokończyć projekt, który obiecałam (miał powstać w Japonii, ale najwyraźniej Fudżi i ocean mnie mocniej wołały ). Potrzebuję więcej czasu — czyli: faza jin trwa. Jeśli w tym roku pojawi się coś nowego, to raczej krótki webinar/warsztat. Przepraszam za te komplikacje. Oczywiście marzę o dużym kursie, subskrypcji i realizacji edukacyjnych planów — ale może nie ma sensu walczyć z fazą jin. Lepiej popłynąć z nurtem i dać temu czas. Ten projekt, nad którym pracuję, naprawdę mi się podoba i wiem, że spodoba się też Wam — tylko idzie wolniej, niż myślałam.  
Z pozdrowieniami Dr Natalia Stala — Jyotiṣa-Paṇḍita   |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz